niedziela, 6 października 2013
sobota, 7 września 2013
czwartek, 15 sierpnia 2013
i inne rewelacje
z okazji tego że od soboty znowu przechodzę na surówkę postanowiłam dziś pożegnać się z prawdziwym ucztowaniem- do wódki zawsze najlepsza jest słonina, dobry druh i lekkie serce//
w naszym domu wczasowym będzie dziś spał prezydent Kenii więc trwa wielkie zamieszanie, czerwone dywany, fajerwerki i inne rewelacje//
poniedziałek, 5 sierpnia 2013
niedziela, 4 sierpnia 2013
czwartek, 13 czerwca 2013
California dreaming
Podobno nie tak łatwo dostać wizę amerykańską. Podobno nawet trudno. Podobno zadają tysiące absurdalnych pytań, jest niemiło i z miejsca jest się podejrzanym o międzynarodowy handel organami. Podobno łzy, dramaty i same problemy.
Jakoś mnie to nie martwiło, zawsze mówiłam sobie, że świat na Stanach Zjednoczonych się nie kończy, mimo że duże, piękne, bohaterskie i tak ikonowo opisane przez Kerouac'a. Jakoś byłam spokojna i w pełni akceptowałam możliwość, że uprzejmie mi odmówią, odeślą z kwitkiem i Kalifornia będzie musiała poczekać. Tak na prawdę poszłam tam tylko po to by spróbować, trochę tak jak się gra w totolotka, wymyślając w głowie inne plany na październikową podróż.
Procedura nie jest wcale tak bardzo upierdliwa. Po wypełnieniu formularza i opłacie wszystko idzie całkiem sprawnie. Bramka, jedna, druga, trzecia, okienko sprawdzające, okienko rejestrujące, numerek, czekanie, pan Konsul z telewizora umilający czas swoim przeuroczym 'przejrzystość', 'rzetelność', 'rzeczywistość'. Nie wiem jaki sadysta, tj. tłumacz polski, filolog oświecony dokonywał tego przekładu i tak naszpikował to przemówienie naszymi szeleszczącymi polonizmami, ale żal mi trochę było tej uśmiechniętej szczęki pogrążonej w uprzejmym grymasie nadnaturalnego wygięcia.
Były 4 okienka, zmieniające się cyferki, ja z numerkiem 55 i jakieś podekscytowne szepty kolejkowych towarzyszy.
Pan był młody, mówił po polsku i był bardzo miły. Wypytywał z kim, gdzie, po co, za co i dlaczego. Na jak długo i co planuje po powrocie. Wszystko szło dobrze dopóki nie przekartkował mojego paszportu. Może nawet byłby pod wrażeniem moich stempelków, gdyby nie jeden z nich. Duża niebieska gwiazda i ogromny nieznoszący sprzeciwu napis: République Islamique de Mauritanie. Szybkie, prześwietlające spojrzenie, lampka nad głową i jeszcze więcej pytań. I bardzo dużo pisania. I pisania. Szybkiego pisania. Prawdopodobnie, całkiem możliwe, a nawet z pewnością wiedzą już o mnie wszystkie Zjednoczone służby. O mnie i o mojej tajemniczej, tygodniowej mauretańskiej przygodzie.
Musiałam jednak czymś Pana urzec, może lubi blondynki, może miał po prostu dobry dzień, więc padło w końcu to magiczne: 'Pani wiza będzie ważna przez 10 lat''.
Wczoraj odebrałam paszport. Duże żółte pouczenie: ' Ta wiza nie gwarantuje wjazdu na terytorium Stanów Zjednoczonych'. Expiration date: 04JUN2023.
Kupuję bilet. I modlę się żeby ww. służby nie rewidowały mnie doszczętnie na lotnisku i nie doczepiały ogona na całą podróż. W myślach wypożyczam już stary wóz bez dachu i mknę przez kalifornijskie wybrzeże...
poniedziałek, 3 czerwca 2013
A jak... robAk
dostałam w końcu wyniki, że po ostatniej podóży do Afryki nie mam robaków ani innych świństw
mogę więc spokojnie zaszczepić się na kolejny wyjazd
żeby nie było
że nie uczę się na własnych błędach//
uwielbiam oglądać ten film
jakoś mnie uspokaja i dodaje nadziei
ps- oczywiście nie muszę pisać że film nie jest mojego autorstwa, ale jakby ktoś miał wątpliwości to jaednak taką informację tu zamieszczam
piątek, 31 maja 2013
idzie niebo ciemną nocą
ostatnie kilka tygodni noce coraz krótsze a mimo to gwizdy jakby niżej. każdego wieczoru wychodzę na balkon po dwa łyki zimnego powietrza i gapię się bez końca w tą wyższą rzeczywistość nieznaną. jakoś mi raźniej, ostatnio zbyt często sypiam sama, na niebie zawsze ktoś na mnie czeka, ktoś woła, ktoś czuwa.
są smutki, powstania, napięcia i nadzieje. kończy się jeden etap za drugim, kolejnego nie widać. kończy się chyba dzieciństwo i dlatego tak boli. przyszłość jest mglista, kapryśna i niezdecydowana.
w najdrobniejszych szczegółach planuję więc ucieczkę. na wschód od serca, najdalej od rozumu. przez Siedlce, Terespol, Brześć i Grodno, do Moskwy ucieknę, do Istambulu, na oślep przez Berlin, na zachód do Bretanii. Afryke odwiedzę, Amerykę przywitam.
ucieknę jakoś, przed dorosłością się schowam.
czwartek, 28 marca 2013
wtorek, 26 marca 2013
niedziela, 3 lutego 2013
sobota, 2 lutego 2013
środa, 30 stycznia 2013
marlin forever
wczoraj skończyło się na boskiej Marlin i wódce u Gruzinów na ostrożence. herbata 330 rubli, 50 wódki 110 rubli, więc wybór był prosty, tak jakby go w ogóle nie było. 25 niepublikowanych dotąd portretów Marlin, dwa piętra Charlie Chaplina, trzy przecudownej klasyki sowieckiej, a do tego baklażany i chaczapuri po adżarsku. małe zachwyty i szczęśliwy brzuch. beztroskie chwile kiedy na chwilę nie trzeba pytać się o sens tego wszystkiego. jeżeli takowy sens w ogóle istnieje.
a rano, tak wcześnie, o 3 godziny za wcześnie sklejone rzęsy płucze w chemicznym błękicie. wszystko mieni się i bulgocze. sztuczne niebo, sztuczne gwiazdy. a ja pływam utopiona w tej chwilowej wolności. bez czasu, bez miejsca, bez ludzi. bez sensu(?).
Moskwa będzie biało- czarna i w kwadracie.
http://www.mamm-mdf.ru/en/exhibitions/
wtorek, 29 stycznia 2013
być jak cień
wszystko wydaje się proste kiedy dzieli nas ta bezpieczna odległość. kiedy patrzę z góry, z boku, obiektywnie i w teorii. kiedy wydaje mi się że ten czas nie nadejdzie, tak nierealny, tak niemożliwy.
marzymy na odległość, kochamy na odległość, podróżujemy na odległość, na odległość budujemy nasze bezpieczne piękne Ja. będę, będziemy, będziecie... czas przyszły, najlepiej niedokonany. uwielbiamy wyobrażać sobie odległe krainy, miejsca, ludzi- najlepiej jak najbardziej egzotyczne, jak najbardziej dalekie. I też na tyle niedostępne, by nie czuć tego gorzkiego wyrzutu, że nam się nie uda. bo nawet nie spróbujemy.
przytulny koc naszych wyimaginowanych ambicji pozwala nie zadręczać się własną bezczynnością. wystarczy zaplanować, spędzić godziny na strategicznym rozłożeniu naszych utopijnych moralnych żołnierzyków ołowianych i już jesteśmy gotowi do bitwy.
bawimy się marzeniami, budujemy z klocków nierealne światy. dlaczego tak mało w nas odwagi, pracowitości i konsekwencji żeby iść, biegać, latać, fruwać- tak na prawdę, tak z krwi i kości i do utraty tchu?
szaro tu. bez światła i inspiracji. pierwszy smak rozczarowania i nie chcę wychodzić z domu. na odległość wszystko było takie łatwe. teraz kiedy trzeba wsiąść do ręki aparat, iść, szukać, wzrokiem łapać ulotność- coś się blokuje.
chciałabym robić zdjęcia oczami. mrugnięcie powiek jak najdoskonalsza migawka. chciałabym być jak cień, niewidzialna i bezkarna. niedościgniona dla siebie samej.
poniedziałek, 28 stycznia 2013
daleko od Ciebie
3 godziny różnicy czasu, czekanie na świt, na światło, na Nią.
śniadanie o 5 rano, okno szeroko otwarte, oczy też, mróz do serca nie wpada
Moskwa budzi się leniwie
szara księżniczka przywitała mnie dziś cytrusami
zwinięta w kłębek ostatniego zmęczenia
muszę choć jeden dzień pobyć sama
bez zdjęć, pomysłów, ambicji zbyt dalekich
bez dźwięku migawki
bez myślenia o jutrze
i wszystkich kolejnych jutrach
20 basenów ramion bez formy
i 4 ściany wyklejone gęsto myślami
popatrzę dziś na Ciebie z daleka
z tych bezpiecznych 9 pięter świętego spokoju
niedziela, 6 stycznia 2013
kochać swoją łazienkę
dla zainteresowanych- żyję, wróciłam i nikt mnie nie kupił za stado wielbłądów. Afryka nie wygląda tak jak pokazuje się to w tv, internecie i we wszystkich tych ciasnych światopoglądach. siedząc wygodnie w swoich europejskich ikeowych fotelach nikt nawet nie ma prawa wygłaszać jakichkolwiek opinii na ten temat. Afryka żyje sama dla siebie i nie lubi obcych białych ludzi ( ale lubi ich pieniądze). wszystkie moje wyobrażenia zmieniły się o jakieś 180 stopni, ale o tym później.
na razie jest wstępna selekcja zdjęć i leczenie biegunki. nie jadłam od 3 dni i oświadczam, że jedną z najpiękniejszych rzeczy na świecie jest posiadanie toalety w oświetlonej prądem i ogrzanej kaloryferem w czystej łazience ( bez tysiąca much, karaluchów, mrówek olbrzymek i nadlatującej szarańczy).
jestem dużo bardziej europejska niż myślałam. tygodniowa biegunka na środku pustyni szybko weryfikuje wszelki brak pokory i wybujałe wyobrażenie o samym sobie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)