został gdzieś za mną świat widziany z góry
lekki i niczym nieograniczony
a dziś jest jeszcze Istambul
(bo bilet na jutro był o połowę tańszy)
Istambul który mnie przytłacza
którego nawet w kawałeczku nie rozumiem
gdzie każdy krok choć ciekawy
ciągle tak bardzo niepewny
od rana spadły mi na głowę
wszystkie przełożone odłożone
niezałatwione sprawy
( co już od jakiegoś czasu jest stałym elementem powrotów do rzeczywistości)
zaczęło się od zdjęcia do nowej wizy
później zablokowałam sobie konto ( znowu!)
trzykrotnie wpisując złe hasło
( jak mam je pamiętać skoro go prawie nie używam?)
jakieś maile ze złymi humorami i pretensjami
pan który nie odpisuje a ma załatwić ważną sprawę
brak komunikacji
potok komplikacji
mama ze smutnym głosem
i szkoła która dopada mnie nawet jak jestem tak daleko
o 14 spróbowałam nieśmiało wytknąć nos z tego okropnego
pustynnego hotelu ociekającego sterylną czystością
i o dziwo na tym końcu świata
o 14 (!) życie tętniło w pełni
samochody w korkach trąbiły
kebabowe kawiarenki pełne ludzi
herbata pije się hektolitrami
tulipany rosną na grobach
a niezapominajki w pierwszej nieśmiałej trawie
w porównaniu z rześkim powietrzem Kapadocji
było na prawdę gorąco
twój wełniany sweter przyklejał się do mokrego ciała
i z każdym krokiem czułam się coraz mniejsza
i coraz bardziej zgubiona
tysiące samochodów, taksówek
setki autobusów
niekończąca się siatka komunikacyjna
w drodze do nikąd
bo nie ma rozkładów
bo nikt nie mówi po angielsku
bo w internecie jest tylko prosty schemat metra
którego przecież nie ma o stronie azjatyckiej
kupiłam mięsny placek, jogurt i ciasteczko z miodem
no i banany dla nowych naklejek
i ze swoim poczuciem małości wróciłam do 'domu'
a w głowie jedna myśl
że szanse na moją adaptację tutaj raczej są marne
te wszystkie spojrzenia i okrzyki
które ciągle przypominają jak bardzo nie jestem u siebie
jak bardzo dla nich obce są moje zielone oczy
przytłacza myśl o 15 milionach mrówek
i o tym że przy najlepszych chęciach nie uda mi się zrozumieć ani jednego słowa
już w Moskwie było ciężko
ale tu...
to raczej niemożliwe
więc pozostaje mi mieć tylko nadzieję że
pewnego pięknego dnia nie dowiem się
że będę tu częściej niż bym to sama wybrała
...
ps- a dalej była nauka, teraz próbuję coś pisać, nadrabiać, gonić za własnymi myślami i tym uśmiechem, który karmił mnie przez ten tydzień, później wrócisz, mały lokal i baklażany, piwo i ostatni wieczór
ostatni wspólny sen
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz