środa, 30 stycznia 2013

marlin forever





wczoraj skończyło się na boskiej Marlin i wódce u Gruzinów na ostrożence. herbata 330 rubli, 50 wódki 110 rubli, więc wybór był prosty, tak jakby go w ogóle nie było. 25 niepublikowanych dotąd portretów Marlin, dwa piętra Charlie Chaplina, trzy przecudownej klasyki sowieckiej, a do tego baklażany i chaczapuri po adżarsku. małe zachwyty i szczęśliwy brzuch. beztroskie chwile kiedy na chwilę nie trzeba pytać się o sens tego wszystkiego. jeżeli takowy sens w ogóle istnieje.

a rano, tak wcześnie, o 3 godziny za wcześnie sklejone rzęsy płucze w chemicznym błękicie. wszystko mieni się i bulgocze. sztuczne niebo, sztuczne gwiazdy. a ja pływam utopiona w tej chwilowej wolności. bez czasu, bez miejsca, bez ludzi. bez sensu(?).

Moskwa będzie biało- czarna i w kwadracie.


http://www.mamm-mdf.ru/en/exhibitions/

 

wtorek, 29 stycznia 2013

być jak cień










wszystko wydaje się proste kiedy dzieli nas ta bezpieczna odległość. kiedy patrzę z góry, z boku, obiektywnie i w teorii. kiedy wydaje mi się że ten czas nie nadejdzie, tak nierealny, tak niemożliwy.

marzymy na odległość, kochamy na odległość, podróżujemy na odległość, na odległość budujemy nasze bezpieczne piękne Ja. będę, będziemy, będziecie... czas przyszły, najlepiej niedokonany. uwielbiamy wyobrażać sobie odległe krainy, miejsca, ludzi- najlepiej jak najbardziej egzotyczne, jak najbardziej dalekie. I też na tyle niedostępne, by nie czuć tego gorzkiego wyrzutu, że nam się nie uda. bo nawet nie spróbujemy.

przytulny koc naszych wyimaginowanych ambicji pozwala nie zadręczać się własną bezczynnością. wystarczy zaplanować, spędzić godziny na strategicznym rozłożeniu naszych utopijnych moralnych żołnierzyków ołowianych i już jesteśmy gotowi do bitwy.

bawimy się marzeniami, budujemy z klocków nierealne światy. dlaczego tak mało w nas odwagi, pracowitości i konsekwencji żeby iść, biegać, latać, fruwać- tak na prawdę, tak z krwi i kości i do utraty tchu?

szaro tu. bez światła i inspiracji. pierwszy smak rozczarowania i nie chcę wychodzić z domu. na odległość wszystko było takie łatwe. teraz kiedy trzeba wsiąść do ręki aparat, iść, szukać, wzrokiem łapać ulotność- coś się blokuje.

chciałabym robić zdjęcia oczami. mrugnięcie powiek jak najdoskonalsza migawka. chciałabym być jak cień, niewidzialna i bezkarna. niedościgniona dla siebie samej.




 

poniedziałek, 28 stycznia 2013

daleko od Ciebie



3 godziny różnicy czasu, czekanie na świt, na światło, na Nią.
śniadanie o 5 rano, okno szeroko otwarte, oczy też, mróz do serca nie wpada
Moskwa budzi się leniwie
 szara księżniczka przywitała mnie dziś cytrusami
 
 
zwinięta w kłębek ostatniego zmęczenia
muszę choć jeden dzień pobyć sama
bez zdjęć, pomysłów, ambicji zbyt dalekich
bez dźwięku migawki
bez myślenia o jutrze
i wszystkich kolejnych jutrach
 
20 basenów ramion bez formy
i 4 ściany wyklejone gęsto myślami
 
popatrzę dziś  na Ciebie z daleka
z tych bezpiecznych 9 pięter świętego spokoju
 

niedziela, 6 stycznia 2013

kochać swoją łazienkę







dla zainteresowanych-  żyję, wróciłam i nikt mnie nie kupił za stado wielbłądów. Afryka nie wygląda  tak jak pokazuje się to w tv, internecie i we wszystkich tych ciasnych światopoglądach. siedząc wygodnie w swoich europejskich ikeowych fotelach nikt nawet nie ma prawa wygłaszać jakichkolwiek opinii na ten temat. Afryka żyje sama dla siebie i nie lubi obcych białych ludzi ( ale lubi ich pieniądze). wszystkie moje wyobrażenia zmieniły się o jakieś 180 stopni, ale o tym później.

na razie jest wstępna selekcja zdjęć i leczenie biegunki. nie jadłam od 3 dni i oświadczam, że jedną z najpiękniejszych rzeczy  na świecie jest posiadanie  toalety w oświetlonej prądem i ogrzanej kaloryferem w czystej  łazience ( bez tysiąca much, karaluchów, mrówek olbrzymek i nadlatującej szarańczy).

jestem dużo bardziej europejska niż myślałam. tygodniowa biegunka na środku pustyni szybko weryfikuje wszelki brak pokory i wybujałe wyobrażenie o samym sobie.