wtorek, 4 grudnia 2012

11/11/2012 dzień świra








Dzień świra. Może lepiej że piszę to po czasie, dystans i szersza perspektywa potrzebne w dużych dawkach. Wcześniej były dreszcze i czkawka. Bo jak można żyć w takim kraju. Jak to możliwe, że ta ojczyzna tak mało ojcowska, a tak bardzo ześwirowana. Pełna żali, frustracji i braku odpowiedzialności.

Biegam z aparatem i uwierzyć nie mogę. Nie mogę po prosu i koniec. Jedni przeciwko drugim. Drudzy już czekają na trzecich. Trzeci nienawidzą czwartych. I tak dalej. Wojna podjazdowa i zaczepna trwa. Palą się pochodnie, fruwa bruk z chodnika. Dżungla, dżuma i narodowe ciemności. Płaskie postulaty, wulgarne okrzyki, twarze zamaskowane, krok wojskowy.

Moje pierwsze doświadczenie korespondenta wojennego . Wstydzę się. Za tych pomylonych żołnierzy. Za ideę, która karze palić, niszczyć, nienawidzić. Za łyse głowy i łyse serca. Za barykady z ludzi. 

Nie chcę wojny w moim kraju.


















 

1 komentarz: