poniedziałek, 12 marca 2012

jedzenie sprawą kulturową



zdjęcia- Moskwa marzec 2011



to że w rosyjskich hotelach na śniadanie podaje się kawior i śledzie wiedziałam już dawno, po kulminacyjnym śniadaniu w Murmańsku, gdzie naliczyłam 15 różnych rodzajów ryb, uznałam to za normalne, ale w miejscu gdzie obecnie mieszkam intrygował mnie cały zestaw dziwnostek do robienia sushi i sushi-podobnych. wielki gar ryżu, zielony papier z alg, marnowany różowy imbir, żółty czosnek, turkusowe fluorescencyjne glony, gdzie widać cały układ komórkowy, łącznie z jądrem i chromatyną i wiele innych- czasami próbowałam raczej dla zabawy, ale nigdy nie pojęłam kto na prawdę  je takie rzeczy na śniadanie! aż do dzisiaj kiedy pierwszy raz śniadanie jadłam o 'biznesowej porze', mistrzostwo świata- o 5 polskiego czasu, wszyscy panowie już w garniturach, błyszczą się zegarki, szeleszczą poranne gazety, pachnie kawa i trzeba pilnować swojego talerza- tak szybko znikają w zwinnych rękach ugrzecznionych kelnerów... pochłaniając słono- słodką owsiankę, mając w perspektywie chrupiący bekon , smażonego baklażana z cukinią i croissanta z czekoladą, nagle zauważyłam sporą kolejkę w okolicach sushi-podobnych... dziarska grupa wschodnich mikro biznesmenów w mikro garniturkach, na nic innego nie zwracając uwagi, nakładała spore porcje ryżu, kolorowych dodatków, ewentualnie urozmaicając to wędzonym łososiem lub zupą miso... i my nadal jesteśmy na śniadaniu! a później to już tylko poszły w ruch pałeczki i uprzejme uśmiechy po prawej i lewej stronie od stolika nieco zdezorientowanej słowiańskiej Kasi z bekonem między zębami...

a na potwierdzenie mojej teorii, że to co nam smakuje jest tylko  wynikiem kulturowego wychowania i obycia na koniec mojego śniadania, już wychodząc, amerykański pan biznesmen, z krystalicznie białym uśmiechem od ucha do ucha, ćwiczył właśnie szerokość swojej szczęki mało elegancko wpychając sobie do buzi typowo amerykancką kanapkę Scooby Doo- wysoką na 15 cm ze wszystkimi dodatkami jakie chyba tylko znalazł... smacznego!

ps- tak tak hotel jest koreański, 'urządzenie do siku' i nie tylko jest połączeniem 'normalnej' toalety i bidetu- wszystko zaraz cie myje i suszy- i najlepsze- jest osobny guziczek do mycia i suszenia panów i osobny do mycia i suszenia pań! ;-) a na dodatek w lodówce znalazłam gazowaną sake w pięknej, różowej designerskiej butelce ... ach..!

ps2- mój kulturowy obiad był natomiast dość skromny- rosyjska tłusta śmietana,  gruziński lawasz, mors, sałatka z kapusty, kopru i ogórków- skromny ale przypominający smaki wszystkich moich ukochanych wschodnich chwil.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz